Ostrze satyry zostało w filmie wymierzone głównie przeciwko dorosłym. Nie dość, że są oni zakłamani, to jeszcze wpajają swoim dzieciom chore przekonania.
Autorzy "Łatwej dziewczyny" nie zmuszają widzów do nadmiernego wysiłku intelektualnego i wprost przyznają się do dzieł, którymi inspirowali się przy realizacji swojego filmu. Po pierwsze, sięgnęli po "Szkarłatną literę" - XIX-wieczną powieść Nathaniela Hawthorne'a atakującą purytańską społeczność Nowej Anglii (w Polsce popularnością cieszyła się ekranizacja książki z Demi Moore i Garym Oldmanem w rolach głównych). Po drugie, przed rozpoczęciem zdjęć obejrzeli kilka komedii Johna Hughesa, który jak nikt potrafił w rozrywkowej formule oddać niepokoje wieku dojrzewania ("Klub winowajców", "Szesnaście świeczek"). W efekcie powstała zabawna historia o nietolerancji i hipokryzji w amerykańskim ogólniaku.
Szkoła średnia w opinii reżysera Willa Glucka jest miejscem przerażającym. Każdego ucznia, który choć odrobinę odstaje od "średniej krajowej", poddaje się ostracyzmowi. Naprawdę chciałabym kochać gejów i zdziry, ale oni mi na to po prostu nie pozwalają - powiada w filmie bogobojna nastolatka prowadząca kółko młodych chrześcijan. Dziewczyna darzy szczególną niechęcią Olive (Emma Stone), która zyskała sobie wśród kolegów opinię ladacznicy. Wszystko z powodu głupiej plotki, jakoby przespała się ona ze starszym chłopakiem. Początkowo bohaterka próbuje odbudować swoją nadszarpniętą reputację. Gdy to nic nie daje, zmienia taktykę i z premedytacją kreuje się na największą szkolną "dajkę". Z czasem zaczyna na tym zarabiać. Zgłaszają się bowiem do niej zakompleksieni młodzieńcy, prosząc ją o małą usługę: chcą, by Olive potwierdziła publicznie, że się z nimi przespała.
Ostrze satyry zostało w filmie wymierzone głównie przeciwko dorosłym. Nie dość, że są oni zakłamani, to jeszcze wpajają swoim dzieciom chore przekonania. Musisz być taki i taki, zachowywać się tak, a nie inaczej. W przeciwnym wypadku będziesz nieudacznikiem i wyrzutkiem. Ponieważ nie wszyscy nastolatkowie są w stanie sprostać tym wymaganiom, muszą udawać, aby nie narazić się na gniew otoczenia. W ten sposób koło zamyka się, a rodzice i dzieci wywijają pod rękę w chocholim tańcu. Twórcy radzą, by podążać własną ścieżką i nie oglądać się na resztę.
Jak na młodzieżową komedię "Łatwa dziewczyna" nie jest filmem ani wulgarnym, ani sprośnym. Bohaterki mogą rozmawiać o dużych piersiach, ale żadna z nich nie pokaże ich przed kamerą. Humor opiera się przede wszystkim na dialogach i ciętych ripostach. Znana z "Supersamca" Emma Stone potrafi z błyskiem w oku sprzedać nam każdą bezczelną odzywkę.
Szkoda, że "Łatwa dziewczyna" zbyt łatwo żongluje stereotypami. Rysunki drugoplanowych postaci narysowane są grubaśną kreską: jak pastor to nawiedzony świntuch oglądający laski w Internecie; jak dyrektor szkoły to konserwatywny, stary głupiec. Za to liberalni rodzice bohaterki są sympatyczni, wyrozumiali i czuli. Nie bardzo podoba mi się też sposób, w jaki twórcy poprowadzili wątek romantyczny. Trwa on łącznie dziesięć minut, a główny amant pojawia się i znika niczym Mister of America z piosenki Lombardu. Jest jednak ładnym i poczciwym chłopcem, więc z pewnością spodoba się żeńskiej części publiczności.
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu